Łata z krwi (blood patch)
W sobotę rano jestem transportowana do kolejnego szpitala. Kazano mi być na czczo. W szpitalu kolacja jest ok. 16, od tamtej pory nic nie jadłam. W tamtym momencie było mi wszystko jedno. Nie widziałam bliskich, nie wiedziałam co mi jest i naprawdę źle się czułam. Trafiam do kolejnej sali, jest weekend. Zanim ktoś do mnie przyszedł znowu minęło kilka godzin.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam w jak złe warunki trafiłam. Na dzień dobry pielęgniarka pobierająca mi krew, upuściła probówkę w moją pościel. Usłyszałam, że nie ma więcej czystej pościeli, więc muszę wytrzymać w tej ubrudzonej krwią.
Chwilę później przyszedł lekarz. Okazało się, że przekazano mnie w sobotę, bo mój lekarz ma dyżur. Hm, czyli coś się będzie działo w weekend? Będzie jakiś postęp? Powiedział mi, że podejrzewają u mnie zespół podciśnienia, że oglądał moje wcześniejsze wyniki i wszystko na to wskazuje. Zrobimy dzisiaj kolejne badanie (kolejna punkcja, tym razem z kontrastem), żeby zobaczyć gdzie następuje wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego. A do tej pory mam zakaz chodzenia.
Mózg i rdzeń kręgowy otoczony jest płynem mózgowo-rdzeniowym. Nasz organizm jest szczególnie czuły na każdą zmianę zawartości płynu, więc jeśli następuje jego wyciek, zmienia się ciśnienie śródczaszkowe. Mój lekarz powiedział, że miał pacjentkę u której zrobiły się tak duże krwiaki, że musieli usunąć jej części kostne czaszki. Podobno nie chciał mnie straszyć. A u mnie też widzi dwa malutkie krwiaczki, więc muszę sobie wziąć do serca zakaz chodzenia.
Natychmiast zaczęłam szperać w internecie o co chodzi z tym moim zespołem podciśnienia. Po polsku znalazłam dwa artykuły naukowe, definicje w Wikipedii i wspomnianego wcześniej bloga. Na youtubie znalazłam mnóstwo filmików osób, które przeszły to, co mnie czeka. Leczeniem mniej inwazyjnym, zachowawczym jest tzw. Łata z krwi (blood patch). Jeśli nie wiadomo w którym miejscu jest wyciek, zazwyczaj wprowadza się krew do worka oponowego w odcinku lędźwiowym (wtedy jest najmniejsze ryzyko uszkodzenia rdzenia kręgowego).
Zabrano mnie na badanie ok 12, byłam głodna i bardzo chciałam być po wszystkim. Czekała mnie kolejna punkcja i podanie kontrastu. Tym razem, przez to, że byłam tyle czasu na czczo, prawie zemdlałam, co wydłużyło czas badania. Przez ok 40min, musiałam leżeć z głową w dół, żeby kontrast dotarł we wszystkie miejsca. Zabrano mnie na tomografię, a następnie wróciłam na salę. Miałam zakaz wstawania do rana. Pielęgniarka przyniosła mi basen, z którego nawet nie wiedziałam jak korzystać. Więc wstawałam.
Jak się później dowiedziałam, po punkcji nie powinno się wstawać, ze względu na ryzyko wystąpienia zespołu popunkcyjnego, czyli takiego zespołu jak mój, ale spowodowanego punkcją lędźwiową. W trakcie nakłucia może wydarzyć się tak, że worek oponowy nie zagoi się i nastąpi wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego. U mnie ten wyciek był niezależny od punkcji, nastąpił samoistny wyciek płynu. Co ciekawe, w przypadkach zespołu popunkcyjnego stosuje się właśnie łatę z krwi. Tylko, że wtedy wiadomo co było przyczyną wycieku płynu (nakłucie) oraz dokładnie wiadomo gdzie się znajduje.
Po południu przyszedł lekarz i powiedział, że znalazł miejsce wycieku w odcinku piersiowym. To chyba dobra wiadomość, bo czeka mnie zabieg z celowanej łaty krwi. Czyli pod tomografem zostanie podana mi krew, żeby trafić dokładnie w miejsce wycieku i je załatać. Zabieg mam mieć w poniedziałek. Ucieszyłam się, że w końcu trafiłam w miejsce, gdzie ktoś mnie leczy, że mimo weekendu, coś się dzieje. Lekarz był mało kontaktowy, ale ma dobrą renomę. Chyba jestem pod dobrą opieką, chyba coraz bliżej pozbycia się bólu.
k.
Komentarze
Prześlij komentarz