Zespół podciśnienia śródczaszkowego - podejrzenie diagnozy

To był piątek. Tego dnia miał przylecieć do Warszawy Prezydent Stanów Zjednoczonych. A moja trasa z jednego do drugiego szpitala, pokrywała się z jego przejazdem z lotniska do hotelu. Nie byłam wieziona karetką, tylko transportem medycznym, więc musiałam poczekać, aż przejedzie Biden. Lekarka, która była odpowiedzialna za moje przyjęcie tego dnia była w pracy do godziny 18. Ja o 18:15 przyjechałam na izbę przyjęć. Zanim wykonano mi test na covid i zanim pojawił się wynik była 22:30. Bardzo źle się czułam, bolała mnie głowa. Wylądowałam na kilka godzin w izolatce, nie mogłam stamtąd wyjść, nie wiedziałam co się dzieje. Nikt nic nie wiedział. Przed 23 zostałam przewieziona na oddział – byłam w szpitalu zakaźnym, więc na każdym kroku natykaliśmy się na śluzy i kolejne drzwi. Trafiłam sama do sali, w oknach były kraty. Wymarzony piątkowy wieczór.

Jest weekend, lekarz dyżurny na wstępie powiedział mi, że nie mam zapalenia opon mózgowych i nie powinno mnie tu być. Decyzję o moim przyjęciu podjęła pani ordynator, której nie ma w pracy. Dopiero jak będzie, będziemy mogli podejmować dalsze kroki. Czyli trafiłam do szpitala zakaźnego, w którym nie powinno mnie być i nikt nie bierze za mnie odpowiedzialności? W dodatku mamy ostatnie dni pandemii i całkowity zakaz odwiedzin. Trafiłam do szpitala, upływają kolejne dni, nie mogę zobaczyć nikogo bliskiego, jestem sama. Cały czas nie mam żadnej diagnozy i bardzo źle się czuje.

Dopiero we wtorek pojawił się mój lekarz prowadzący. Wysyła mnie na kolejne badania, pobierają mi kolejne ilości krwi. To był chyba pierwszy moment, kiedy pielęgniarki zaczęły mieć problem, żeby znaleźć odpowiednią żyłę. Miałam na sobie wszystkie kolory siniaków i zaliczyłam wszystkie możliwe miejsca wkłucia. W międzyczasie przychodzą wyniki z poprzedniego szpitala. Wszystko w porządku. Skoro to nie jest zapalenie opon mózgowych, podejrzenie padło na choroby autoimmunologiczne, stąd ilość badań w przeróżnych kierunkach.

Dopiero w środę pojawia się przełom, tak naprawdę najważniejszy. Podejrzewamy u Pani zespół podciśnienia śródczaszkowego. Jutro przyjedzie neurolog z innego szpitala, żeby Panią skonsultować. Czyli z oddziału neurologii, od lekarzy neurologów, trafiłam do szpitala zakaźnego, żeby ponownie konsultował mnie neurolog, z jeszcze kolejnego szpitala? To ma sens.

W czwartek neurolog po konsultacji trwającej może 3 minuty, podtrzymał podejrzenie diagnozy. Nie wiem co miała dać ta konsultacja, nie wniosła niczego nowego. Tylko, że znowu nie ma mojego lekarza prowadzącego i znowu nikt nie chce wziąć za mnie odpowiedzialności. Spędzam kolejne dni sama, odizolowana od świata i normalności.

W piątek wieczorem dostaję informację, że na jutro rano jest zamówiony transport i jadę do kolejnego szpitala. Czy ja dobrze rozumiem, że znowu przekazują mnie do kolejnego szpitala? Że znowu na weekend wyląduję bez żadnego postępu w diagnozie, a co z leczeniem?

Opisując te wszystkie wydarzenia i wracając do tych wspomnień, wydaje mi się, że to wcale nie trwało aż tak długo. Było tak dużo emocji w tym wszystkim, tak dużo zmian i obrotów wydarzeń, niepewności, a przede wszystkim mojej izolacji, że w tamtym momencie trwało to dla mnie wieki. W szpitalu zakaźnym na tyle podupadłam psychicznie, że było mi wszystko jedno. Chciałam tylko wrócić do swojego domu. Nie wiedziałam co mi jest, nie mogłam wyjść z sali, nie mogłam z nikim normalnie porozmawiać (swojego lekarza widziałam raz dziennie przez kilka minut). A przede wszystkim, cały czas coraz gorzej się czułam. Nie dostawałam żadnego leczenia, tylko leki przeciwbólowe, które i tak na dłuższą metę nic nie dawały.

k.



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Blood patch - zabieg

Niepowodzenia i zmiana leczenia

Zespół podciśnienia - podsumowanie, objawy, etapy choroby