Zespół podciśnienia śródczaszkowego - potwierdzenie diagnozy

We wtorek wieczorem ból zaczynał być coraz większy. Czy to możliwe, że zwykły spacer okazał się dla mnie zbyt dużym wysiłkiem? Znowu wróciłam na większość dnia do łóżka. W środę ból był jeszcze gorszy, taki jak przed zabiegiem.

Przy wypisie dostałam zalecenie, że jeśli pojawi się ból głowy mam zgłosić się na SOR. Tak więc w czwartek rano pojawiłam się w szpitalu, z bólem jeszcze gorszym niż przed zabiegiem. Po kilku godzinach dowiedziałam się, że mojego lekarza nie ma dzisiaj w pracy, ale ma ktoś inny do mnie zejść. Na SORze było tylko kilka krzesełek, a dla mnie pozycja siedząca jest nie do wytrzymania, muszę leżeć.

I tak co kilka godzin dostawałam informację, że ktoś do mnie zejdzie. W innych szpitalach covid stawał się co raz mniej aktualny – w tym, nawet do budynku szpitala nie były wpuszczane inne osoby poza pacjentami. Spędziłam 10h sama, z potwornym bólem głowy. Mimo, że byłam pacjentką tego szpitala, spędziłam ponad tydzień na oddziale i lekarze powinni znać mój przypadek. To wydarzenie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę mieć z tym miejscem nic więcej wspólnego. Wróciłam do domu.

Jest Wielki Piątek, w weekend Święta Wielkanocne. Przez cały dzień próbowałam dodzwonić się na oddział szpitala, do pokoju lekarskiego, sekretariatu oraz poradni. Bezskutecznie. W poradni Pani powiedziała, że nie może mi pomóc, a skoro tak źle się czuję, radzi mi ponownie zgłosić się na SOR. Super.

Całe święta spędziłam w łóżku, znowu. W dodatku złapało mnie jakieś przeziębienie.

Dookoła tylko temat świąt, jedzenia, spotkań z rodziną. A ja dalej leżę w łóżku i nie wiem czy coś zrobiłam nie tak, czy może cała ta diagnoza była błędna? Nic nie wiem, jestem sama ze swoimi myślami. Bardzo boli mnie głowa. W zasadzie już byłam pewna, że łata nie zadziałała i wróciłam do punktu sprzed zabiegu.

We wtorek zgłosiłam się do innego szpitala, chociaż teoretycznie powinnam dalej próbować dostać się do tego, w którym miałam zabieg. Tam po kilku godzinach zostaje przyjęta na oddział neurochirurgii.

Dalej nie mam żadnych innych objawów neurologicznych poza bólem głowy. Dostaje kroplówki nawadniające i dalej obowiązuje mnie zakaz chodzenia. Następnego dnia zostałam zabrana na rezonans, tym razem całego kręgosłupa i głowy.

Okazuje się, że zabieg nic nie dał. Płyn mózgowo-rdzeniowy jest wszędzie. Dodatkowo, jest podejrzenie drugiego miejsca wycieku, bo tego płynu jest za dużo wzdłuż kręgosłupa i w mózgu. W rezonansie potwierdza się diagnoza, mam wszystkie charakterystyczne radiologicznie cechy zespołu podciśnienia.

Trafiam do profesora, który zna się na leczeniu zespołu podciśnienia. Twierdzi, że ten zabieg, nie miał prawa mi pomóc (krwi zostało podane zdecydowanie zbyt mało) i w moim przypadku najlepsza będzie operacja i operacyjne zszycie miejsca wycieku.

Tylko, że jest pewien problem. Operacja będzie możliwa do wykonania najwcześniej za dwa tygodnie.

Mija miesiąc odkąd leżę w łóżku, z zakazem chodzenia, a czekają mnie kolejne tygodnie? Nie miałam pojęcia jak wytrzymam tyle czasu leżąc. Każdy dzień powoli wyglądał tak samo. Nie widziałam różnicy, każdego dnia tak samo mocno bolała mnie głowa, tak samo nie mogłam nigdzie pójść, a każda wyprawa do łazienki była wyzwaniem. Całe szczęście, że wypisano mnie do domu. Przynajmniej mogę być we własnym łóżku.

k.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Blood patch - zabieg

Niepowodzenia i zmiana leczenia

Zespół podciśnienia - podsumowanie, objawy, etapy choroby