Blood patch (łata z krwi)

 W piątek czekał mnie ponowny blood patch. Samo przygotowanie do zabiegu wyglądało zupełnie inaczej, niż w poprzednim szpitalu. Czułam się trochę jakby szykowano mnie do operacji. Znowu byłam na czczo, znowu bałam się, że będzie mi słabo. Patrząc na to wszystko, cieszę się, że trafiłam w tak dobre i profesjonalne miejsce.

Kiedy zjechaliśmy do sali zabiegowej, zaskoczyła mnie ilość osób. Pielęgniarki, które mnie przywiozły również nie spodziewały się takiej ilości profesorów i lekarzy. Wszystko działo się dosyć szybko, a każda osoba, przybywająca bezpośrednio przy mnie, wiedziała co ma robić. Dostałam miejscowe znieczulenie na trzech poziomach oraz dożylnie leki przeciwbólowe. Na wszelki wypadek dostałam też antybiotyk. Wszystko było sterylne i cały czas byłam pytana o samopoczucie. Przy takiej ilości lekarzy, nic nie mogło pójść źle. Dzięki ilości leków przeciwbólowych, był to chyba najprzyjemniejszy zabieg ze wszystkich które miałam do tej pory. Jestem bardzo wdzięczna całemu personelowi za opiekę. W trakcie podawania krwi czułam zmieniające się ciśnienie – zatykały mi się uszy i bardzo bolała mnie głowa.

Po zabiegu zostałam zawieziona na salę pooperacyjną. Musiałam leżeć na plecach, z poduszką pod biodrami, żeby krew wszędzie spłynęła. Nie mogłam się ruszać ani podnieść głowy. W dodatku leki przeciwbólowe i znieczulenie przestawało działać. Na szczęście cały czas były przy mnie bliskie osoby i udało mi się przetrwać ten trudny okres. Bardzo bolała mnie głowa i całe ciało od leżenia.

Po całym dniu leżenia, dostałam zgodę na pionizacje. Bardzo kręciło mi się w głowie. Pierwsze kroki były całkiem przyjemne. Poczułam niesamowitą ulgę w głowie. Nie mogę powiedzieć, że nie bolała mnie głowa – bolała, ale był to zupełnie inny ból. Bolały mnie też plecy, na razie samo miejsce nakłucia. Chyba najmilsze było to, że spionizowali mnie lekarze, a kierownik kliniki, w której miałam zabieg dzwonił i pytał jak się czuje.

Ból głowy pozostał podczas leżenia i tak naprawdę najgorzej jest mi teraz leżeć. Mam problem, żeby zasnąć przez ten ból, w dodatku bardzo bolą mnie plecy. Całe plecy, od kości krzyżowej, aż do szyi. Następnego dnia, czas upłynął mi głównie na siedzeniu i byłam podekscytowana możliwością siedzenia i chodzenia bez bólu. No, poza bólem pleców. Tak samo jak lekarze, chciałam wiedzieć czy łata działa, ale świeżo po zabiegu ciężko coś więcej powiedzieć. Potrzeba czasu, żeby zrobiła się blizna.

Zabieg miałam w piątek, w niedzielę rano obudziłam się z bólem głowy i nie mogłam spać. Znowu większość dnia spędziłam siedząc, ale trochę zaczęłam panikować, że wraca mi mój poprzedni ból i łata nie działa. Dostałam ataku paniki, który pewnie nie pomógł tworzącej się bliźnie. W pierwszym okresie po zabiegu, ważne jest unikanie wszelkich czynności powodujących wzrost ciśnienia typu kichanie, kaszel czy śmiech oraz dużych napięć izometrycznych.

Porozmawiałam z lekarzem i udało mi się dojść do siebie. Powiedział, że będą chcieli mi jeszcze wykonać rezonans przed wypisaniem mnie do domu oraz czeka mnie konsultacja z neuropsychologiem. Po dwóch miesiącach w szpitalu czułam, że potrzebuję jakoś odreagować te wszystkie emocje, zwłaszcza, że czas upływał mi głownie na leżeniu. Jestem wdzięczna, że trafiłam na tak życzliwych lekarzy i w końcu czułam, że jestem w odpowiednim miejscu.

Bardzo chciałabym, żeby ta łata okazała się zakończeniem moich problemów. Chcę wrócić do pracy i codziennych obowiązków. Miałam dość szpitala. Po czterech dniach od zabiegu mogłam wrócić do domu. Cały czas musiałam brać silne leki przeciwbólowe ze względu na ból pleców i głowy. Już nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie przy staniu czy siedzeniu, czy to był ten mój wcześniejszy ból, czy nie. Najważniejsze dla mnie było to, że nie zwiększał się po pionizacji.

Ból głowy jest normalny, organizm musi przyzwyczaić się do wyższego ciśnienia, do tego, że płyn nie wycieka. Są to nowe warunki i trzeba dać sobie czas. Mi, po tym wszystkim co przeszłam, było bardzo ciężko. Każde natężenie bólu, traktowałam jako zwiastun niepowodzenia łaty. Ból pleców zaczął się zmniejszać dopiero po 6 dniach od zabiegu. Ból głowy cały czas się zmieniał, bolało mnie w różnych miejscach głowy, raz bardziej, raz mniej, raz ten ból bardziej przypominał ból sprzed zabiegu, a raz był taki typowo migrenowy.

Po 5 dniach od zabiegu znacznie nasiliły mi się szumy uszne. Miałam wrażenie, że słyszę, jak płyn mózgowo-rdzeniowy przemieszcza się, był bardzo głośny. Zatykały mi się też uszy, szczególnie w drugiej połowie dnia, znowu miałam wrażenie, że gorzej słyszę. Z plusów, to mogę coraz pewniej chodzić i nie muszę już brać leków przeciwbólowych, ten ból staje się do wytrzymania.

Dostałam zwolnienie z pracy na kolejny miesiąc. Przez dwa tygodnie mam na siebie bardzo uważać, niczego nie podnosić, nie powodować wzrostu ciśnienia i się nawadniać. Blizna potrzebuje ok. dwóch tygodni, ale dla pewności, warto dać sobie miesiąc czasu. Po miesiącu mam też mieć kontrolę na oddziale neurochirurgii i czeka mnie kolejny rezonans.

Mimo wielu kryzysów od wykonania drugiej łaty, jestem optymistycznie nastawiona i wydaje mi się, że jestem coraz bliżej powrotu do normalności. Bardzo na siebie uważam i staram się być cierpliwa, chociaż każde najmniejsze pogorszenie samopoczucia wywołuje we mnie strach. Ciężko też było mi wytrzymać w szpitalu, kiedy z jednej strony widziałam naprawdę chorych ludzi, ze stanem zagrożenia życia. Z drugiej strony, czułam ogromne niezrozumienie ze strony pielęgniarek, salowych czy sąsiadów z sali. Jak to, ból głowy? Nie może chodzić? Taka młoda dziewczyna? Nie może przejść na rezonans, trzeba ją zawieźć łóżkiem? Przesadza. Tak, spędziłam równo dwa miesiące w szpitalu, z przerwą na oczekiwanie na ostateczne badania i zabieg.

Dwa miesiące trwała moja ostateczna droga po diagnozę i leczenie. Zaliczyłam po drodze trzy szpitale i cztery różne oddziały. Nie była to łatwa droga, szczególnie, kiedy nikt nie wiedział co mi jest. Byłam konsultowana u naprawdę światowej sławy lekarzy, finalnie trafiając na zdecydowanie najlepszy zespół neurochirurgów. Jestem im bardzo wdzięczna, czułam się zaopiekowania i bezpieczna, ale przede wszystkim zrozumiana. Rozumieli, że jest to pozornie błaha choroba, ale skutkująca leżeniem w łóżku. Moja kondycja fizyczna spadła do zera, zniknęła mi większość moich mięśni i czułam się bardziej jak emerytka, niż młoda osoba.

Na pewno zmieniło się moje postrzeganie codzienności. Największym luksusem, okazał się powrót do życia w pionowej pozycji. Mogłam zjeść siedząc przy stole. Mogłam napić się herbaty siedząc na krześle. Mogłam rozmawiać z lekarzem siedząc. Nie musiałam robić przerw na leżenie w drodze do łazienki. Nie jest to chyba przesadzone stwierdzenie, ale czuję, jakbym wróciła z bardzo długiej podróży.

 

k.

Komentarze

  1. Witaj. Dziękuję za bloga. Na początku maja, po 1,5 miesiącu bólów głowy, stwierdzono u mnie
    zespół podciśnienia śródczaszkowego. Zastosowano leczenie zachowawcze, czyli leżenie i picie
    dużej ilości wody Ok. 3 litrów. Minął już miesiąc i widzę poprawę, jednak bardzo obawiam się
    nawrotu objawów. Chciałabym dowiedzieć się gdzie miała Pani robioną łatę i jaki lekarz Panią
    prowadził. Poszukuję lekarza, który ma doświadczenie w leczeniu podciśnienia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że odpisuję tak późno. Finalnie pomoc otrzymałam na Banacha, na oddziale neurochirurgii. Lekarze tam są fantastycznym, zgranym zespołem, na kogo Pani nie trafi - wiem, że zajmą się Panią perfekcyjnie. Trzymam kciuki, będzie dobrze!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Blood patch - zabieg

Niepowodzenia i zmiana leczenia

Zespół podciśnienia - podsumowanie, objawy, etapy choroby